Siedem opowieści o Lucky Luke’u. Lucky Luke. Tom 42
Opis
Lucky Luke, najsłynniejszy komiksowy kowboj Dzikiego Zachodu, od świtu do zmierzchu nie ma chwili spokoju: ciągle komuś pomaga, wybawia od kłopotów, ratuje z niebezpieczeństwa. Wieczorami chętnie by się zdrzemnął, ale prawdziwemu bohaterowi nie jest pisany odpoczynek. W siedmiu krótkich opowieściach zobaczymy, jak Samotny Kowboj radzi sobie w groźnych i śmiesznych sytuacjach. Będzie musiał bronić wędrownego handlarza przed bandytami i Indianami, opiekować się nieposłusznym chłopcem, pomagać pionierom w przeprawie przez rzekę… A nawet ożywiać atmosferę na eleganckim koncercie utworów Mozarta!
Seria „Lucky Luke” została stworzona przez dwie legendy frankofońskiego rynku komiksowego: pisarza René Goscinnego oraz rysownika Morrisa. Obecnie jest kontynuowana przez innych autorów.
Michał L. –
SIEDEM PRZYGÓD LUKE’A
I mamy kolejny tom „Lucky Luke’a” – no i fajnie, bo lubię serię, wiadomo. A jeszcze fajniej, że mamy kolejny tom napisany przez Goscinnego. Tym razem na dodatek mamy album złożony z krótkich opowieści o naszym bohaterze, choć zazwyczaj są to jedna, długie historie. Niby nic takiego, niby to już było („Ballada o Daltonach” chociażby), a jednak lubię europejskie komiksy z krótkimi historyjkami, które na tych standardowych niespełna 50 planszach pokazują nam możliwości serii i co można w niej znaleźć. I dokładnie to robi niniejsza część.
Siedem historii. Siedem różnych przygód. Jeden bohater.
Co tym razem czeka na naszego dzielnego kowboja? A np. dostanie zadanie dostarczenia dziecka do… dentysty! Albo wzięcia udziału w swoistych wyborach miss piękności! A tu jeszcze trzeba będzie stanąć między dwoma farmerami, którzy toczą swoisty bój i pomóc pewnemu mężczyźnie zostać szeryfem, bo tylko to może pomóc mu wziąć ślub z ukochaną. Mało? To jeszcze będzie chronił handlarza przed bandytami i Indianami, pomoże pionierom w przeprawie, a także poda pomocną dłoń przy koncercie… muzyki Mozarta!
W sumie wszystko, co najważniejsze, napisałem już na wstępie. Za tom ten odpowiada dwóch autorów, którzy z „Lukcy Luke’iem” od dawna byli związani. Pierwszy z nich to oczywiście Morris, twórca serii, jej stały rysownik i czasem także scenarzysta, który zilustrował cały ten album. za fabuły natomiast odpowiada nie kto inny, jak niezawodny Goscinny, nasz rodak z korzeni przecież. No i z ich współpracy zrodziły się świetne opowieści.
A zrodziły się na potrzeby wydawanego w latach siedemdziesiątych magazynu „Lucky Luke”. Magazyn na rynku nie wytrwał długo, bo ledwie dwanaście numerów, ale przez ten czas wydał siedem kilku stronicowych opowieści, zebranych potem w tomie, o którym teraz tu piszę i jedną długą, opublikowaną w trzech fragmentach – „Biały jeździec”. A chociaż to były rzeczy robione ewidentnie na zamówienie, świetne są i tyle w temacie.
Dlatego te siedem historii bawi, śmieszy i dostarcza miłośnikom serii to, czego oczekują. Wszystkie są świetnie poprowadzone, znakomicie, choć prosto narysowane i wciągają w swój świat. Przy okazji nie tylko w dobrym stylu kontynuują serię, ale także i znakomicie nadają się a rozpoczęcie przygody z Lucky Luke’iem. Czyli w sumie, jak każdy tom, ale czy to ma znaczenie?
Liczy się, że jest dobrze, ponadczasowo i dla wszystkich, niezależnie od wieku. Wciąż świetnie, choć to wtedy był już czterdziesty drugi tom serii, wciąż z pomysłem i ze świetną zabawa westernowymi i historycznymi motywami. Warto.